Lifestyle

Tata i ciekawość świata

Czasem myślę sobie, że gdyby nie nagłe wydarzenia z 01.06, to zabrałabym Go jeszcze do RPA i pokazała Afrykę. Afrykę z sawanną, ulubionymi antylopami i lwami, które godzinami mógł oglądać na wszelkich kanałach przyrodniczych. Tak samo jak podwodne życie oceanów i dzikie kadry z Alaski. Ale dobrze wiem że to ściema, najprawdopodobniej element żałoby, wyparcia i żalu. Zabrałabym Go najdalej do dupy na raki, bo przecież jak sam twierdził

W TELEWIZJI WSZYSTKO WYGLĄDA LEPIEJ

True story. Z dzieciństwa pamiętam, że niezwykle trudno było Go namówić na jakiekolwiek wyjazdy i podróże. A niemożliwym wręcz była zmiana w trakcie trasy. Przemieszczaliśmy się wyłącznie z punktu A do punktu B, mogąc zapomnieć o jakiejkolwiek edycji planów. No cóż, przywykłam. Troszkę zmieniło się gdy to ja przejęłam kierownicę. Wiadomo, kto prowadzi ten ma władzę, ale też nic na siłę, nie przesadza się starych drzew.

DOKĄD CI SIĘ DUPA RWIE

– słyszałam najczęściej, opowiadając o swoich kolejnych planach. Każdy pomysł z założenia był zły, pozbawiony sensu i w ogóle wszystkiego. Mecz? Z trybun przecież niewiele widać! Weekend nad morzem? Nie opłaca się tak daleko jechać. Lot do Paryża? W porządku. A nie, jednak na kilka dni przed wylotem zmieniał zdanie twierdząc, że 2h na pokładzie to za długo. Tak, Mama poleciała sama, mając wykupione dwa bilety…

No cóż, taki był. Ale gdy już udało się Go namówić, gdy już dokądś pojechaliśmy – przepełniała Go duma i zachwyt. Cieszył się każdym zakątkiem, widokiem i drzewem, relacjonując potem z radością gdzie był i co widział. Taki właśnie był, na swój sposób ciekawy świata.

NIE TAKI DOMATOR

Samolotem pierwszy raz poleciał prędzej ode mnie (pasażerskim, w wojskowych nigdy Go nie dogonię), w wieku 64 lat podbijając irlandzkie puby i wygrywając na lokalnej loterii kawał surowego mięsa. WTF?

To on wytrzymał trasę do Słowenii, by w Planicy kibicować polskim skoczkom. To w końcu Tato, całkiem niedawno i już grubo po 70-tce wybrał się na męską wyprawę do Rumunii, zdobywając miejscówki, które mnie chwilę wcześniej ciężko było pokonać.

Nie wspominając już wszelkich wyjazdów w Beskid Niski, ukochanych Jaślisk i leśnych wędrówek – wówczas nic go nie bolało i na nic nie narzekał, nad rzeką i w lesie czuł się jak w domu. Bez dwóch zdań, człowiek lasu i rzeki.

DREWNIANA RÓŻA

Tak też było podczas naszego marcowego wypadu do Drewnianej Róży, który okazał się naszym ostatnim wspólnym. Podczas gdy Polska, jeszcze mocno spanikowana, przygotowywała się do początków pandemii, my całe dnie spędzaliśmy na łonie natury. A Tata? Cieszył się każdym drzewem i bukiem, cudobukiem, jak je nazywał. Szczerze? Nie miałam już siły i ochoty, podczas gdy ten Gość z laską wspinał się na kolejne wzgórza i skałki, zawstydzając i rozczulając mnie jednocześnie. Drewniana Róża zawsze wywoływała we mnie miłe wspomnienia, ale teraz już na zawsze będzie cieszyć się wyjątkowym sentymentem.

TATA NATURA

To bez dwóch zdań właśnie Tata nauczył mnie szacunku do przyrody i zwierzaków, wszelkich. To dzięki Niemu zamiast zabijać pająki, wynoszę je na trawę. To z Tatą odkarmialiśmy młode jaskółki, gdy wypadły z gniazda. To z Tatą ratowałam skołowane nietoperze, gdy zawiodła je echolokacja. To w końcu Tata przeprowadził, uwaga, masaż serca + sztuczne oddychanie malutkiej myszce, gdy ta nie wytrzymała zmiany ciśnienia. Tak było!

Uczył mnie rozpoznawać drzewa i grzyby, zbieraliśmy razem orzechy i łowiliśmy pstrągi, na ręce. Tak, na ręce.

To dla niego godzinami kopałam robaki i brodziłam w rzece w poszukiwaniu chruścików.

I jeszcze bym pobrodziła. I znów pooglądała razem

FILMY PRZYRODNICZE

Bo tak jak wspomniałam w Dlaczego Afryka? to właśnie Tata niemal zmuszał mnie do oglądania tych wszystkich programów czytanych przez Czubównę. To z nim przerobiłam całą Naszą Planetę i inne Netflixowe dokumenty. To jemu opowiadałam o szympansich zwyczajach i odkryciach Jane Goodall. O oryksie który nas odwiedził na pustyni Namib i o szakalu z Botswany. O tym jak śmierdzą uchatki, dlaczego boję się słoni i jak to jest spotkać lwa. A dziś? A dziś nie potrafię wziąć do ręki książki o Afryce ani zatrzymać się na przyrodniczym kanale. Stresuje mnie myśl o podróżach, wyjściu nad rzekę i do lasu, o kolejnych przygodach i doświadczeniach, już bez Niego. Tłumaczę sobie, że to element żałoby i wyparcia, tak samo jak ten wpis.

PO CO TO WSZYSTKO?

Tak chciałam i taką miałam potrzebę. Powiedzieć DZIĘKUJĘ Tato, za tę ciekawość i szacunek do otaczającego świata. Za wspólne szabrowanie śliwek i wyprawy na ryby.

Za to że wiem jak smakuje tarnina prosto z krzewu i kiedy wybrać się na orzechy. I że kalina kwitnie na biało, choć ma czerwone owoce. Za to że pokochałam las i rzekę. Dziękuję. Wszystkim nam tu będzie brakować Twojej grzybowej.

Tęsknię,
Ania.

Może Ci się spodobać

2 komentarze

  1. Dorota says:

    Pięknie!♥️

    1. Laska podróżnika says:

      🖤

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *