Europa Francja Podróże

3 rzeczy, których nie należy robić w Paryżu

Paryż zachwyca, przyznaję. Zachwycił nawet mnie – absolutną ignorantkę romantycznych scenerii i uduchowionych miejsc. I chociaż [o ironio!] miałam w nim spędzić super piękny rocznicowo-związkowy tydzień, a ostatecznie łoże małżeńskie dzieliłam z Mamą 😀

I chociaż byłam najbardziej jak się da negatywnie nastawiona do tego miasta, a w zasadzie to w ogóle nie miałam ochoty w nim być, to jednak Paryż zachwyca, trzeba przyznać.

ALE!

Oprócz zapierającej dech w piersiach architektury, wspaniałych wąskich uliczek i dobrego wina, co jeszcze dał mi Paryż? Nauczkę! Otóż to, nauczkę. Co mnie zaskoczyło, zawiodło i zanotowałam do zapamiętania na przyszłość?

BILETY

Zdecydowanie! Paryż, jak przystało na światową stolicę, jest totalnie zdigitalizowany, również pod kątem obsługi turystów. Dlatego z całego serca polecam Wam kupno biletów w necie – do jakiejkolwiek atrakcji turystycznej – czy to Luwr, czy Wieża Eiffla, czy nawet autobus jadący na lotnisko Beauvais. Uwierzcie, że stanie w kolejkach robi różnicę, i to znaczącą. Plułam sobie w brodę przebierając nogami pod Wieżą, podczas gdy beztrosko mijały mnie kolejne grupy szczęśliwców z biletami w ręku. Ale uwaga na kiepską dostępność do WI-FI.  W Polsce jest z tym o wiele mniej kłopotu.

KAWA Z MLEKIEM

Jak już wiecie, na swoim turbo romantycznym paryskim tygodniu byłam z Mamą. A Mama miała akurat ochotę na caffè latte. Co zrobić, zdarza się.  Nie spodziewając się żadnych kłopotów w jednej z knajpek zamówiłam latte, oczekując wysokiej szklanki z warstwową ułożonymi espresso i spienionym mlekiem – NOPE, nie tym razem. W każdym, dosłownie w każdym miejscu, w którym próbowałam zamówić caffè latte, patrzono na mnie jak na dziwaka z wyrazem twarzy WHAT THE FUCK, i wszędzie finalnie otrzymywałyśmy inny produkt – cappuccino, czarną kawę, czarną kawę z niespienionym mlekiem w dzbanunszku… Z czasem traktowałyśmy to już jak swego rodzaju eksperyment i dobrą zabawę. I chociaż jestem fanką Americany, to wierzę, że jeszcze kiedyś wypiję porządną caffè latte w Paryżu.

PLAC PIGALLE

W swojej wyobraźni spacerowałam po nim zajadając się prażonymi kasztanami. W końcu „W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle”, a „Zuzanna lubi je tylko jesienią”. Idelanie! Co prawda zamiast Zuzanny była Anna, ale wszystko działo się w październiku – pora roku się zgadzała. I tak jechałam tym metrem oczekując miejsca spotkań bohemy, artystów, z dekadencką atmosferą unoszącą się w powietrzu…

Nie-e. Ani kasztanów, ani artystów, ani bohemy – za to malutki skwerek z kilkoma bezdomnymi odsypiającymi ciężką noc i wieloma sex-shopami. Gdzie moje kasztany, ja się pytam?

Oczywiście ja tak tylko z przymrużeniem oka 🙂  Tak naprawdę Paryż jest miejscem, gdzie można sobie pozwolić na wszystko. A nawet powinno się!

Może Ci się spodobać

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *